Recenzja filmu

Głupcy (2022)
Tomasz Wasilewski
Dorota Kolak
Łukasz Simlat

Miłość jest głupia

Bujna wyobraźnia reżysera rodzi obrazy porastających paprociami wnętrz, które, mówiąc szczerze, są bardziej absorbujące niż sami bohaterowie filmu. Kwieciste tapety, rośliny sięgające łodygami
Miłość jest głupia
Namiętne uczucie prowadzące do tragedii, wszechogarniająca siła natury, a w bonusie – symboliczna scena kąpieli… W twórczości Tomasza Wasilewskiego po staremu, a każdy jego film wydaje się przedłużeniem poprzedniego. Miłość, jakkolwiek to naiwne, zawsze gra w jego obrazach pierwsze skrzypce. W "Płynących wieżowcach" reżyser zmierzył się z piętnowaną społecznie homoseksualną miłością Kuby i Michała, a w "Zjednoczonych stanach miłości" opowiedział kolejno historie Agaty walczącej z zakazaną namiętnością; Izy kochającej żonatego mężczyznę oraz Renaty, która skrycie podkochuje się w samotnej sąsiadce. Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że w "Głupcach" Wasilewski ponownie stawia na piedestale miłość – tę zakazaną, (nie)szczęśliwą i odbiegającą od kulturowych norm. 



Film Tomasza Wasilewskiego nie jest oczywiście konwencjonalnym love story. Losy Marleny i jej o 20 lat młodszego partnera to przede wszystkim melodramatyczna historia o komunikacyjnej niemocy. A także o dezintegracji rodziny, którą reżyser obnaża jako umowny, społeczny konstrukt. Wolnym tempem i za pomocą perfekcyjnie dopracowanych kadrów wprowadza nas w oniryczną rzeczywistość na pograniczu jawy i koszmaru. Przesiąknięty solą morską mikroświat bohaterów jest misternie utkany z różnych emocji: głównie z pragnienia wolności oraz lęku przed ostracyzmem. W domu na wydmie panuje spokój, przynajmniej do czasu, gdy w życiu Marleny i Tomasza nie pojawi się dawno niewidziany syn kobiety, teraz przykuty do łóżka, 40-letni Mikołaj. Nie znamy przyczyny jego choroby, nie wiemy również, co wydarzyło się między matką a synem, zanim stracili kontakt na długie lata. Wiemy jednak, że pustkowie, które miało dać Marlenie i Tomaszowi upragniony azyl, zamienia się w ponure więzienie.

Ascetyczna nadmorska przestrzeń, która wcześniej dawała kobiecie ukojenie, nagle okazuje się klaustrofobiczna i osaczająca. Natura wdziera się bohaterom do mieszkania, szum fal i krzyki ptactwa doprowadzają lokatorów do szaleństwa, a piwnica tonie w piasku. Podobnie jak w "Zjednoczonych stanach miłości" Wasilewski puszcza wodze fantazji w kreowaniu surrealistycznej atmosfery. Znajduje to swoje odzwierciedlenie w scenografii. Bujna wyobraźnia reżysera rodzi obrazy porastających paprociami wnętrz, które, mówiąc szczerze, są bardziej absorbujące niż sami bohaterowie filmu. Kwieciste tapety, rośliny sięgające łodygami prosektorium, niebieskozielonkawe kafelki na szpitalnych korytarzach fascynują i budzą niepokój. Wasilewskiemu udało się stworzyć odrealniony świat, w którym naturalne ludzkie instynkty mieszają się ze społecznymi imperatywami. Niestety siły przyrody oraz elementy scenografii mówią tu znacznie więcej niż sami bohaterowie i nierzadko przyćmiewają opowieść. 

Zdarza się, że reżyser, mimo usilnych starań w utrzymaniu tajemniczej atmosfery i piętrzeniu wzniosłych metafor, wali w "Głupcach" głową w mur. Historię "wzbogaca" o zbyt dosłowną symbolikę, a bohaterów, którzy są mistrzami w niemówieniu sobie rzeczy wprost, ukazuje jako bezradnych i przepełnionych niemocą. Marlenie daleko do perfekcyjnej matki, a jej relacje z dziećmi, łagodnie mówiąc, są skomplikowane i niezdrowe. Dlatego reżyser w zbyt oczywistym, symbolicznym geście postanawia uczynić z bohaterki położną, która od lat wita na świecie dziesiątki nowych istnień. Z kolei jedną z najlepszych scen w filmie, w której morskie ptactwo wdziera się do pokoju chorego, a rybitwa siada Mikołajowi na nieruchomej głowie, Wasilewski odziera z wszelkiej metafizyki, wykładając kawę na ławę w dialogu.



Gdy demony przeszłości pukają do drzwi, Marlena nie potrafi porozumieć się ani z partnerem, który zmęczony i zazdrosny o Mikołaja wyprowadza się z domu, ani nawet z własnym synem, który w wyniku postępującej choroby traci mowę. Z jego pokoju dobiegają jedynie boleściwe jęki rozpaczy i jednostajne wycie, które w emocjonalnym wachlarzu Wasilewskiego miało zastąpić wszystkie niewypowiedziane żale i pretensje. Długie kilkuminutowe sekwencje wrzasków mężczyzny nie zbliżają jednak ani bohaterów, ani nas do katharsis. Jedynie dekoncentrują i zagłuszają myśli – zarówno widzów, jak i samej Marleny, która w szale wybiega z domu w stronę niespokojnego morza. Uwięziona w kinowej sali zazdrościłam kobiecie tej ucieczki.

Filmowa wizja Wasilewskiego może wydać się po prostu pretensjonalna i sztuczna; niektórzy będą zastanawiać się nad kręgosłupem moralnym reżysera, innych wzruszy emocjonalny paraliż bohaterów. Każdego zachwyci na pewno rola genialnej Doroty Kolak, która wraz z Łukaszem Simlatem dźwiga cały dramaturgiczny ciężar "Głupców". Kolak ze stoickim spokojem oraz iskrą w oku mistrzowsko przedstawia odwagę Marleny w trwaniu w zakazanej miłości. Aktorski duet, który po raz kolejny współpracuje z Wasilewskim, udowadnia, że tylko doświadczenie i talent mogą ożywić i nadać znaczenie papierowym postaciom. Sam reżyser mówił, że głupcami w tej opowieści są naiwni protagoniści, którzy zbyt dużą nadzieję pokładają w przekonaniu, że szczere uczucie może zwyciężyć wszystko. Patrząc jednak z szerszej perspektywy na cały filmowy dorobek Wasilewskiego, być może głupcami są po prostu wszyscy jego bohaterowie, ślepo wierzący w magiczną i uzdrawiającą siłę miłości.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones